Samotność offline

Autor: Ewa Strebeyko

Lockdown czy nie lockdown, nieważne jak to nazwiemy. Prawda jest taka, że drugi lockdown wychodzi nam w sposób naturalny. Kto może, ten zostaje w domu. 

A ja się bardzo cieszę, że RakuGaku działa mimo epidemii. Jestem naprawdę wdzięczna, że nie tylko przetrwaliśmy pierwszy kryzys, ale wręcz dodał on nam skrzydeł do pracy zdalnej, pozwolił przekroczyć granice nauki stacjonarnej w Warszawie i otworzyć się na wiele nowych możliwości. Uczymy teraz ludzi z całej Polski, a nawet Europy. Jesteśmy w stanie prowadzić równocześnie wiele grup w tych samych - najlepszych dla Was - godzinach zajęć, bo nie ogranicza nas liczba sal w szkole. Rozrośliśmy się, a jednocześnie nie straciliśmy domu jakim jest i będzie dla nas Jaworzyńska. Lokal dalej istnieje i funkcjonuje, jeśli sytuacja epidemiczna się uspokoi, na pewno zaprosimy Was na jeszcze wiele fascynujących wydarzeń, imprez i warsztatów stacjonarnych. 

Tymczasem jednak siedzę sobie sama w sali szkolnej i myślę... no właśnie, myślę o "samotności offline". W sieci jest nas mnóstwo, spotykamy się na Teams'ach, Zoom'ach, Skype'ach, rozmawiamy przez Facebook'a, Messenger'a, Line'a, WhatsApp'a, mam wrażenie, jakbym wciąż miała z Wami pełny kontakt. A jednocześnie wczoraj musiałam - ponieważ miałam kontakt z osobą, która miała kontakt z osobą, która miała kontakt z osobą Covid+ (sic! czy to nie przesada?) - zastanowić się, ile osób spotkałam "na żywo" od wtorku 20 października wieczorem. I wiecie, ile mi wyszło? Pięć. W tym samym czasie na zajęciach spotkałam łącznie 67 osób. To znaczy, że 92,5% moich kontaktów z ludźmi w pracy przeniosło się do sieci. Czy to nie dziwne? Czy ktokolwiek pomyślałby rok temu, że może w ogóle zaistnieć taka sytuacja?

Czy Wy też czujecie się otoczeni ludźmi w Internecie, ale krążący jednocześnie po opustoszałym świecie rzeczywistym?

 

grafika od: Alexey Skorov (https://lonelypioneer.artstation.com/projects/WL9qD)

Zobacz koniecznie pozostałe wpisy

Cześć! Mam na imię Sylwia, jestem lektorką w RakuGaku i chciałam Wam o czymś opowiedzieć. Wszystko zaczęło się, kiedy mgr Ewa Krassowska-Mackiewicz, moja wykładowczyni, po powrocie z Tokio podzieliła się z nami bardzo ciekawym spostrzeżeniem. Zaobserwowała bowiem pewną zaskakującą tendencję w języku japońskim. Zacznę jednak od początku…